Niszcz nazizm

Karl Fairburne to nie B.J. Blazkowicz, który sam jeden potrafił rozwalić cały oddział, ale swoje potrafi. Częściej niż frontalnie, działa gdzieś za linią wroga, za towarzysza mając karabin
"Sniper Elite 5" - recenzja
Karl Fairburne to nie B.J. Blazkowicz, który sam jeden potrafił rozwalić cały oddział, ale swoje potrafi. Częściej niż frontalnie, działa gdzieś za linią wroga, za towarzysza mając karabin snajperski. Walczył już o Berlin, niweczył nazistowskie plany na froncie afrykańskim i rozprawiał się z faszystami od Mussoliniego. Jak wynika z fabuły piątej już odsłony "Sniper Elite", między jednym a drugim znalazł jeszcze chwilę na rozpracowanie tajnej Operacji Kraken, projektu mogącego przeważyć szale drugiej wojny światowej na korzyść Hitlera. I to chyba tyle, co trzeba przyswoić, kiedy na początku gry lądujemy na francuskich wybrzeżu. Fabuła omawianej gry jest pretekstowa i słabo rozwinięta, tak jak i jednowymiarowe postacie, ale umówmy się, przyszliśmy przecież postrzelać, a nie prowadzić filozoficzne dysputy pod artyleryjskim ostrzałem.



I tego strzelania trochę tu mało. Albo inaczej. TEGO strzelania trochę tu mało, bo choć tytuł sugeruje inaczej, gra niekiedy utrudnia korzystanie ze snajperki, narzucając nam zupełnie niepotrzebnie inne, mniej atrakcyjne rozwiązania. Bo diabelnie satysfakcjonujące jest zaplanowanie sobie precyzyjnego strzału – najpierw namierzamy wroga przy pomocy lornetki, oznaczamy jego pozycję, przybliżamy, wstrzymujemy oddech… I bum, zrealizowana po hollywoodzku, spowolniona transfokacja pokazuje nam z anatomicznymi szczegółami, jakie spustoszenie czyni nasz pocisk, rozrywając organy nazistowskiego żołnierza.



Tyle że mocno niedoskonała sztuczna inteligencja oraz miejscami zbyt ciasny, ograniczający korzystanie z karabinu design leveli wymaga skradania się z nożem albo ataku frontalnego. Nie czepiając się jednak zbytnio tego aspektu "Sniper Elite 5", trzeba przyznać, że dróg do celu faktycznie jest tutaj co najmniej kilka i można wejść z drzwiami albo przekraść się oknem, co gra wydaje się faworyzować. Bo, jak napomknąłem, przeciwnicy – z zasady niekoniecznie bystrzy i chaotyczni – najczęściej dysponują wyostrzonymi zmysłami i zdolni są wypatrzyć nas z dobrego kilometra. Stąd użycie snajperki jest niestety zwykle niewskazane tam, gdzie deweloperzy sobie tego nie zażyczyli. Zbliża to gameplay do tego znanego z serii "Hitman", szczególnie że i tutaj na kadym levelu mamy do ubicia cel specjalny, i to najlepiej sposobem bardziej finezyjnym niż celny strzał ze snajperki. Nie miałbym z tym wszystkim aż takiego problemu, gdyby bieganie z pistoletem czy karabinkiem było rajcujące, ale wymiana ognia jest sztywna i mało intuicyjna. Dlatego nastawcie się na zabijanie z ukrycia.



Każdy poziom to całkiem spory sandbox pozwalający na niemało swobody, dlatego szkoda, że kolejne misje polegają mniej więcej na tym samym i nie zróżnicowano ich na tyle, aby mieć poczucie ciągłego obcowania z czymś świeżym. Na szczęścia sama rozgrywka jest niezła i trzeba podumać nad tym i nad owym, żeby zaraz nie sprowadzić sobie na głowę całego oddziału wojskowych. Szczęśliwie checkpointy są rozmieszczone sensownie, przeważnie na samym początku danej sekwencji akcyjnej, dlatego kiedy skrewimy, to następne podejście zaczynamy z czystym kontem. Dobrymi rozwiązaniami są także stoły warsztatowe, na których zmodyfikujemy posiadany sprzęt. Trzeba jednak pamiętać, że najbardziej opłaca się inwestować, zamiast ciągle wymieniać arsenał, co zresztą gra niejako od nas wymusza, bo nie możemy zatrzymać spluwy odebranej przeciwnikowi, nawet jeśli jest o niebo lepsza od naszej. Czyli nie da się na stałe wymienić żadnej z podstawowych broni na zdobyczną; po podniesieniu nie trafia ona nawet do żadnego slotu ekwipunku i Karl automatycznie wypuszcza ją z rąk przy podjęciu jakiejkolwiek innej czynności. Co się tyczy modyfikacji samej postaci, mamy proste drzewko umiejętności podzielone na trzy kategorie, które na długo nie oderwie nas od gry. Od początku dysponujemy też bajerem, jakim jest swoisty szósty zmysł, który zdradzi nam pozycję przeciwnika znajdującego się za drzwiami. Pomaga to zaplanować atak, ale nie niszczy dynamiki. Prostota nade wszystko.



Są tu także i opcje multiplayerowe, z których najciekawsza wydaje się nie standardowa kooperacja czy klasyczne deathmatche, ale możliwość dopuszczenia kogoś do naszej rozgrywki lub podpięcia się pod czyjąś kampanię. Stajemy wtedy po przeciwnych stronach barykady jako dwaj strzelcy wyborowi i rozpoczynamy polowanie. Oczywiście łatwiej ma osoba strojąca po stronie niemieckiej, bo nie musi przejmować się innymi przeciwnikami. Kto jednak nie lubi takich nieprzewidzianych atrakcji, może ten tryb zdezaktywować.

Esencją tej gry jest jednak kampania dla jednego gracza. Co prawda pełna jest niedoróbek, ale daje radochę z każdego wykonanego zadania. Bo, serio, jak tu nie lubić strzelania do nazioli?
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones